Wiosna jest tą porą roku, kiedy naturalnie mamy większą ochotę do aktywności i przebywania na świeżym powietrzu. Kobiety w ciąży również chętnie uprawiają sport. Jak to jest z aktywnością fizyczną w pakiecie “2w1”? Czy każdy sport jest dozwolony w ciąży? Czy jazda konna w ciąży jest zakazana? Jak trenować, by było to bezpieczne dla Waszej dwójki?
Dziś chciałabym rozwinąć temat, który wzbudza wiele kontrowersji nie tylko wśród ciężarnych, ale także lekarzy i społeczeństwa. Jest nim jazda konna w ciąży.
Myślałam o tym, by opisywać Wam moje przygotowania do egzaminu z Brązowej Odznaki Jeździeckiej na bieżąco, ale uznałam, że zapewne liczne komentarze pełne krytyki i uwag, a także niekłamana troska nie pomogłyby mi w treningach. Dziś retrospektywnie chcę pokazać Wam jak wyglądały moje treningi jeździeckie po połogu, w trakcie miesiączki i potem w samej ciąży.
Pragnę dodać, że wypowiadam się dziś jako jeżdżąca amazonka, kobieta i matka, a nie ekspert z zakresu ginekologii, traumatologii i ratownictwa medycznego.
Moja przygoda z końmi zaczęła się w dzieciństwie i była kontynuowana z różną częstotliwością i efektywnością jeszcze na studiach. Potem zawiesiłam jazdę konną z wielu powodów, przede wszystkim finansowych, ale też byłam zniechęcona moimi słabymi efektami.
Konie były moją wielką pasją i z chęcią wracałam na koński grzbiet od czasu do czasu.
Zapragnęłam wrócić na stałe z chwilą, gdy moja córka wsiadła na kucyka. Pomyślałam wtedy, że omija mnie coś niezwykłego – relacja i pasja, jaką obie możemy zbudować wspólnie wyjeżdżając konno w teren za 10. lat. To po narodzinach Jasia zapadła decyzja, że wracam “na siodło”. Mając zorganizowaną opiekę nad półroczniakiem, stopniowo zaczynałam treningi, zwiększając ich efektywność, a z chwilą, gdy zauważyłam progres – także częstotliwość.
Zaczęłam od treningów ujeżdżeniowych. Lubię, gdy coś, co robię ma wyznaczony cel. Wymyśliłam sobie, że tym celem będzie BOJ – Brązowa Odznaka Jeździecka, czyli taki pierwszy krok do profesjonalnego jeżdżenia i dalszego zdobywania szlifów. Przeczytałam program, który należy prawidłowo przejechać i gdy zauważyłam, że na treningach robię już znacznie więcej, uznałam, że czas podszkolić drugą nogę – skoki przez przeszkody. Po około półrocznym treningu z częstotliwością raz w tygodniu, włączyłam drugą godzinę poświęconą właśnie skokom.
Bardzo dużo pomogła mi tzw. grupa wsparcia – w postaci koleżanek ze stajni, które tak jak ja – dawno skończyły 30. rok życia. Nasze wspólne zmagania z własnymi słabościami i nadrabianie zaległości sprzed lat, umacniało nas w wierze, że postęp jest możliwy. Dużo dało mi to, że jeździłam z matkami, a nie nastolatkami.
W pierwszym półroczu treningów spadłam dwa razy – za każdym z mojej winy. Potem kilka razy wybroniłam się przed upadkiem. To też dodało mi pewności i umiejętności wyciągania konsekwencji ze swojej postawy i reakcji.
Gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży był grudzień 2018 roku.
Egzamin z brązowej odznaki jeździeckiej miałam wyznaczony na 9. lutego 2019 roku. Wiedziałam, że nie po to tyle czasu jeździłam, by teraz do niego nie podejść.
Po pierwszym USG usłyszałam, że “szyjka wysoko, zamknięta”, wszystko jest ok. Nie dopytywałam oczywiście o zdanie lekarza o jeździe konnej w ciąży. Doktor nie wyglądał na koniarza, a ja nie chciałam, żeby spadł z krzesła. Ja oprócz ogromnej senności nie czułam żadnych przykrych objawów, więc stwierdziłam, że spróbuję jeździć dalej. Jeśli moje ciało da mi znać, że przeforsowałam – zrobię pass.
Ale moje ciało czuło się świetnie – miałam bardzo dużo energii, wrażenie, że mam więcej siły. Pamiętałam, że gdzieś na stronach przeczytałam, że o ile nie zaczyna się jazdy konnej w ciąży, a ją kontynuuje, a sama ciąża jest “mocna” i zdrowa – to nic nie szkodzi dziecku. Ktoś nawet porównał ruchy w galopie do ruchów, jakie odczuwa dziecko w trakcie seksu rodziców, więc trzymałam się tej wykładni. Pamiętałam, że niebezpieczne mogą być upadki, ale znałam już te konie i sama czułam się bardziej pewnie niż na początku. Duże znaczenie miało dla mnie również to, że konie dawały mi relaks, odprężenie i miałam zastrzyk energii do działania – tak ważny dla kobiet (nie tylko w ciąży).
Oczywiście towarzyszyły mi także rozterki. Czy dobrze robię? A co, jeśli…?
Dużo rozmawiałam o tym ze swoim mężem – miałam wrażenie, że dla niego jest to oczywiste, że będę jeździć. Pytał: – “A coś ci dolega? Boli cię? To czym się martwisz?! Jeździłaś przed zajściem w ciążę 2 lata. Jeździj tak długo, jak się da.”
Jego wsparcie i akceptacja zdjęły ze mnie wyrzuty sumienia, nie czułam, że jestem jakąś wyrodną, egoistyczną matką. Dziś myślę, że podobne rozterki mieliśmy podejmując decyzję o porodzie w domu. To są analogiczne sytuacje. Jest odpowiedzialność, którą musisz wziąć na własne barki, której na nikogo nie scedujesz, ale rozliczać cię z niej będą wszyscy.
Racjonalnie patrząc na decyzję o jeździe konnej w ciąży trzeba powiedzieć: nie jest konieczna, może poczekać.
I dokładnie tak samo jest z porodem w domu. nie jest konieczny, ale pragnienie i potrzeba rodziców jest tak silna, że decydują się na niego.
Podobnie, jak z porodem w domu. Także tutaj nie wtajemniczaliśmy nikogo w to, że jeżdżę konno w ciąży. Chciałam, by instruktorki miały komfort pracy, a nie niepotrzebny stres. Decyzję o tym, czy czuję się na siłach, by wykonywać jakieś ćwiczenie zostawiłam sobie. Skorzystałam raz z tego danego sobie przywileju i poprosiłam o zmianę konia. W tamten dzień miałam złe przeczucia, było bardzo wietrznie, a mój koń był szalenie niespokojny. Dałam też sobie deadline – jeżdżę tylko do egzaminu, to jest mój cel i nie przeciągam struny.
Egzamin zdałam:) Byłam wtedy już w 17 tygodniu ciąży i ledwo dopinałam się w końskie spodnie.
Zdjęcia wykonała w trakcie egzaminu: Kinga WNUK – WNUKu Robi Zdjęcia
UWAGA!!! Jazda konna jest sportem o WYSOKIM RYZYKU, a jazda konna w ciąży nie jest rekomendowana. Wpis jest INFORMACJĄ, że jest to możliwe. Jeśli masz podobne doświadczenia z “niepopularnym” sportem w ciąży – proszę podziel się swoim doświadczeniem z innymi kobietami – zostaw komentarz. Dajmy sobie wiarę i dodajmy otuchy.
1 Komentarz
Koniara – Logopeda
6 listopada, 2019 11:44 amWitam, chcemy zacząć starać się z mężem o dziecko (pierwsze dziecko). Pragniemy tego, ale mam wewnętrzny konflikt, ponieważ jeżdżę konno regularnie i bardzo nie chcę rezygnować z jazdy w trakcie trwania ciąży (przynajmniej w pierwszym trymestrze, albo do momentu, kiedy nie będzie przeszkadzał brzuszek). Zamierzam również biegać. Pragnę być aktywną “ciężarną”, a nie siedzieć w domu. Ciąża to przecież nie choroba.
Pozdrawiam wszystkie przyszłe mamuśki z rozterkami 🙂
Napisz Komentarz